Tym razem pod lupę wzięłam szminkę w płynie firmy Freedom Makeup, na którą zostałam skuszona dzięki Patrycji. (możecie zobaczyć na YT też inne odcienie — KLIK) Nie mogłam się doczekać, aż ją przetestuję. A okazja była dobra, bo kto nie lubi promocji? Skorzystałam, więc kupiłam i przyszła. Od tej chwili przepadłam...
Przychodzi ona do nas w srebrnym, połyskującym kartoniku, na którym niestety nie zobaczymy numeru ani nazwy wybranej szminki. Tylko część buteleczki.
Buteleczka jest wykonana z solidnego plastiku, a na niej znajdziemy logo firmy oraz serię produktu, czyli „Pro Melts". Z drugiej strony jest naklejka z nazwą koloru.
Aplikator jest typowy, jak w błyszczykach, dzięki czemu osobiście mi lepiej i dokładniej się ją aplikuje. Gąbeczka aplikatora jest mięciutka i delikatnie, lecz dokładnie sunie po ustach.
Mam małe usta więc nie przeszkadza mi ilość wydobywanego produktu na aplikator, ale osobom z dużymi ustami może to przeszkadzać, wtedy trzeba kilka razy sięgać do opakowania.
Produkt jest NIESAMOWICIE napigmentowany, jestem bardzo pozytywnie zaskoczona i zakochana w głębi tego koloru. Już po pierwszym pociągnięciu nasze usta mają równomierny kolor.
Co trzeba dodać, to to, że gdy nałożymy jedną warstwę, mamy lekki półmat zachowujący się jak szminka, a gdy dwie warstwy — otrzymujemy intensywny kolor i połysk. Coś cudownego.
Szminka, która nazywana jest błyszczykiem (hehe), jest bardzo trwała. Chociaż wierzchnia warstwa nie wytrzymuje jedzenia i picia, to tak się kolor wżera w usta, że klękajcie narody. Po tym jest nie do zdarcia i jedynie dobra dwufazowa da radę.
Jestem w pełni zakochana i na pewno dokupię sobie inne kolory. A cena nie jest zawrotna, bo całe 15 zł/ 7.5 ml.
A i jeszcze skład, dla ciekawskich ;)
A jak Wam się podoba? Macie Pro Melts? Z chęcią zobaczę u Was inne kolory :)