Tym razem będzie kontynuacja szminek, o których pisałam wcześniej. Tym razem w innej odsłonie, bo szminki te przeszły z Mariza, do IdaliQ i teraz zmieniły się po prostu opakowania. Jesteście ciekawe trzech nowych odcieni?
Postanowiłam, że tym razem muszę Wam pokazać szminki z fleshem i bez — bo te właśnie odcienie są dość specyficzne i posiadają drobinki, których nie widać w świetle dziennym.
Są bardzo kremowe, ale nie mniej napigmentowane. Kolory są do siebie zbliżone. Bardzo podobne do poprzedniczek, tyle że posiadają drobinki niewyczuwalne na ustach i mają lekko inny odcień.
Suną lekko po ustach, już jedna warstwa daje bardzo dobre krycie na ustach. Niestety mam do jednej z nich „ale". O tym przekonacie się poniżej.
BURGUNDOWA
Jak widzicie, jest różnica w świetle dziennym i z fleshem. Szminka ma w sobie złote drobiny, które odbijają światło. Bardzo dobry pigment, a swatch jest wykonany jednym pociągnięciem szminki.
CZERWONA
Chociaż ma nazwę „czerwona”, to raczej idzie w kierunku pomarańczy, także posiada złote drobinki. Bardzo mocno napigmentowana.
PUDROWY RÓŻ
Nie wiem, kto wymyślał nazwę, ale ni jak ma się to do pudrowego różu, jest to bardziej zgaszony/brudny róż, a nie pudrowy. Także posiada złote drobiny i jest umiarkowanie napigmentowana. To właśnie ta, do której mam swoje „ale” - dlaczego?
Na swatchu wygląda super, ale na ustach powiewa strasznym PRL-em. A to dlatego, że moje usta mają ciemny pigment i nie wygląda to dobrze, w sumie szczerze mówiąc, nie widać jej prawie, gdyby nie te drobiny. To jedyna z tej serii szminka, której nie lubię.
A TERAZ ZDJĘCIA NA USTACH.
Przepraszam z góry za jakość, ale jak robiłam fotki na ustach, to aparat miał Focha.Pokaże Wam jeszcze swatche wszystkich szminek obok siebie z fleshem i bez — abyście mogły dokładniej ocenić.
Osobiście polecam te szminki (z całej serii, nie tylko te), są dobrze napigmentowane, nie licząc pudrowego różu. Długo się utrzymują na ustach, ciemne kolory potrafią się wgryźć w usta. Schodzą dość równomiernie, ale jedzenia i picia nie przetrzymają — to normalne w szminkach kremowych.
Są przyjemne w aplikacji, nie są ani tłuste, ani tępe. Lekko nawilżają usta i starają się nie pokazywać spierzchniętych skórek.
Co do opakowania, to mogę powiedzieć, że plastik jest solidny, a sztyfty „chodzą” bez zarzutu i się nie zacinają. Dużym plusem dla mnie jest to, że szminka chowa się cała — może szczegół, ale jak na szybko się zamyka szminkę, to właśnie chroni ją to przed ewentualnym zniszczeniem.