Dia de los Muertos - Makeup Revolution. | Marine Ladies - blog beauty i lifestyle

Dia de los Muertos - Makeup Revolution.

Udostępnij ten post



Firmę Makeup Revolution już zna chyba każdy, więc z żadną nowością nie przychodzę, ale chcę się podzielić z Wami moją opinią na temat paletki Dia de los Muertos, tejże właśnie firmy.
Myślę, że tę paletkę widziałyście już na blogach, albo same jesteście jej posiadaczkami. Jeżeli ową macie, z chęcią się dowiem, co Wy o niej myślicie, jeżeli nie, to zachęcam również do czytania.


Zacznę od tego, że jestem zaskoczona jakością plastiku, z którego wykonano paletkę. Opakowanie jest solidne, mocne, a zatrzask w niej działa bezproblemowo. Nienawidzę, gdy mi się paletka otwiera, więc tutaj jest bardzo duży plus za trwałość wykonania.


A tak prezentuje się paletka po otworzeniu. Naszym oczom ukazują się bardzo zróżnicowane kolory. Bardzo fajnie podzielone. Lewa strona jest bardziej naturalna, a prawa iskrzy kolorem.

Dzięki takiemu połączeniu możemy wyczarować makijaż zarówno dzienny, jak i wieczorowy, czy nawet letni i imprezowy — bardzo lubię takie połączenia w paletkach, ponieważ sprawia to, że jest ona bardzo funkcjonalna i przeznaczona prawie dla każdego.


Znajdziemy w niej również różne wykończenia cieni tj. 12 cieni perłowych (w kwadratowych kasetkach) i 6 matowych (w okrągłych). Każdy cień ma swoją nazwę i powiem szczerze, że spodziewałam się innych, patrząc na tytuł paletki.


Co mnie urzekło i skłoniło do jej kupna, to na pewno czacha na kartonowym pudełku, po prostu się zakochałam, drugą rolę dla mnie grały kolory cieni — przyznam się bez bicia, że nawet prawie nie spojrzałam, jakie ma przed zakupem, tylko szybko przejrzałam. Tak mi się spodobała czacha, że ją wycięłam i nakleiłam na paletkę.


Tak wyglądają swatche pierwszej szóstki od lewej. Można by rzec, że „Laugh more” i „Salvation is inside” są takie same, jednakże są inne. Mają inny połysk. „Laugh more” mieni się w kolor różowo-biały, a „Salvation is inside” połyskuje w kolor seledynowy, niestety nie udało mi się tego uchwycić.


Od razu przepraszam za jakość, ale coś mi aparat szwankuje. To strona palety, którą najbardziej lubię. Mocne, nasycone kolory, które tylko kuszą, by się w nie „odziać". Tu znowuż są dwa podobne do siebie cienie, które dają zupełnie dwa inne efekty.
„Affirmation” jest kolorem mono, nie połyskuje w żaden inny kolor. „Turn the TV off” z kolei jest takim czarnym fioletem. Mamy i czerń i fiolet, tak samo jest z „Celebrate life".


Te trzy nudziaczki przypadną do gustu tym, którzy lubią naturalne spojrzenie. Swoją drogą brązy to naprawdę fajnie na pigmentowane maty - „Theres no time to waste” już trochę mniej, ale świetnie się sprawdza pod łuk brwiowy.


Tutaj mamy bardzo ładny brąz o dość fajnym pigmencie, „Live with passion” niestety w tej paletce jest najmniej na pigmentowany, lecz na białej kredce z NYX naprawdę wygląda świetnie! Fiolet jest średnio na pigmentowany, ale także daje radę. Śmiem twierdzić, że te maty są chyba nawet lepsze od tych Sleek'owych.


Cała paletka ogółem jest bardzo dobrze na pigmentowana, cienie mają formułę kremową i bardziej wolą syntetyczne pędzelki, niżeli te naturalne. Świetnie wyglądają zarówno bez bazy, jak i z bazą pod cienie. Jestem bardzo zadowolona z jej użytkowania i nie żałuję, że ja kupiłam.

Kosztuje ona 30 zł, ale ja ją kupiłam na promocji w cocolita.pl za 25 zł (teraz tez jest promocja na nią z tego, co widzę). Bardzo Wam polecam ten sklep, ja tam często się zaopatruję.

A tutaj przykładowy makijaż, jaki wykonałam tą paletką (na szybko).