Spory czas temu dostałam paczuszkę, w której było masło Mango oraz Olej Kokosowy organiczny. Długo się zastanawiałam co począć z olejem, bo pomysłów miałam masę - zatrzymałam się na dwóch. Drugi pomysł przedstawię Wam w osobnym poście, a dziś opiszę Wam efekty, jakie otrzymałam ze stosowania oleju na poszczególne partie ciała...
Jak powszechnie wiadomo olej kokosowy i jego główną zaletą jest naturalnie nawilżenie. Posiada on bowiem aż 98% nasyconych kwasów tłuszczowych, posiada on niewielkie ilości NNKT co czyni go mało wrażliwym na utlenianie i „jełczenie” więc nie trzeba go trzymać w lodówce.
Niestety z punktu kosmetycznego nie jest produktem prozdrowotnym ani leczniczym ze względu na brak takich witamin jak omega3 czy omega6. Nie bierze on udziału w procesach biochemicznych skóry (np. regeneracja naskórka). Do tworzenia kosmetyków używany jest zazwyczaj, ze względów na rozpuszczający się tłuszcz (ochrona skóry przed chlorem, wodą morską, UV, natłuszczenie...).
Tworzy tak zwaną warstwę ochronną (tłusty film) oraz zapobiega utracie wody z naskórka. Używany także w produkcji mydeł.
Na opakowaniu nie znajdziemy informacji czy olej jest surowy, czy rafinowany.
Jaka to różnica pewnie zapytacie - różnica jest taka, że surowy olej kokosowy jest żółty i na skórze ciemnieje, a rafinowany jest koloru białego i przybiera bezbarwną postać. Ot mała ciekawostka dla Was.
Nazwa Oleju kokosowego na opakowaniu „Cocos Nucifera” wskazuje na to, że jest to olej pozyskiwany z miąższu orzechów kokosowych za pomocą tłoczenia i rozgrzania kopry (wysuszony miąższ). Przeważnie jest rafinowany, odkwaszany i wybielany.
Świetnie nadaje się do wyrobu świec, smażenia, do ciast, wyrobów margaryny czy czekolady. Ja na niego znalazłam jeszcze inny sposób, ale to jak pisałam wyżej - później napiszę osobny post.
Zaletami oleju są zawartości kwasów tłuszczowych, witamin (B1, B2, B3, B6, C, E, kwasu foliowego), minerałów i mikroelementów (potas, wapń, magnez, żelazo, fosfor, cynk).
Firma daje nam pewność, że produkt jest nieotwierany i świeży dzięki plastikowej zawleczce, którą trzeba zwyczajnie wyrwać, aby dotrzeć do produktu.
To najbardziej podoba mi się w kosmetykach firmy Dermisja — odpowiednie i szczelne zamknięcie.
Zawartość opakowania to 100g produktu -opakowanie jest wypełnione niemalże po brzegi. Kolor jak wspominałam ma biały, powierzchnię chropowatą.
Konsystencja jest stała — w opakowaniu, nie topi się, stojąc w szafce. Jednakże po zetknięciu ze skórą zaczyna się szybko topić. Zdjęcie musiałam robić ekspresowo.
Jak widzicie na zdjęciu, można zauważyć „włoski” jak wiórki kokosa i takie właśnie jest, ale po zetknięciu ze skórą wytapia się całkowicie na jednolitą ciecz.
Uwielbiam jego zapach, intensywnie kokosowy, ale nie drażniący nos — jadłyście batoniki Bounty? Tak właśnie pachnie — aż robię się głodna i mam ochotę na tego batonika. CUDOWNY !
Stosowałam go przede wszystkim na moje popękane usta, które lubią robić psikusy w zimne dni, oraz na przesuszające się partie ciała jak łokcie, kolana oraz (co u mnie jest notoryczne) na „rwące się” skórki.
Łokcie oraz kolana zyskały na nawilżeniu, gładkości i delikatności. Zdecydowanie oporniej idzie im przesuszenie się.
Usta są delikatne, nawilżone, gładkie i aksamitne — całuśne. A ja najbardziej co w sobie lubię, to moje usta.
Skórkom niestety rady nie dał, ale tego się spodziewała, bo nie ma takich właściwości, natomiast na pewno co zauważyłam, to to, że są mniej podatne na samoistne oberwanie.
Czy mogę Wam go polecić? — tak. Jeżeli ktoś walczy z nadmiernie suchą skórą oraz nadmierną utratą wody z naskórka, ze skórą atopową, to zdecydowanie powinien sięgnąć po ten olej.
Skóra nie jest tłusta, ale nawilżona. Olej wchłania się dość dobrze, ale wiadomo, że nie tak szybko, jak kremy.
Koszt Oleju Kokosowego to : 23.90zł