Witajcie, miałam dziś napisać recenzję, ale w głowie kłębiły mi się myśli. Musiałam je wyrzucić. Podzielić się z Wami. Zwariowałabym. Czasem mam takie ważenie, że ja jako ja, w swojej skórze nie jestem sama. Jest ktoś jeszcze, ktoś, kto czasem pcha mnie tam, gdzie nie powinnam, podejmuje za mnie fatalne decyzje, a ja nieświadoma tego wszystkiego mechanicznie wykonuje rozkazy.
Prawda jest taka, że każdy z nas ma kogoś takiego. Ty, Twoje dziecko, mąż, żona, mama, tata... każdy z nas. Dopóki się z nim nie uporamy, nadal będziemy w tym tkwić. W tych błędnych decyzjach, które sprawiają, że niektóre sprawy się nam po prostu nie wiodą.
Tym czymś jest ISTOTA,tak to nazywam,choć zagłębiając się w ten temat,ma na imię Athan(i)el, jest to upadły anioł, czy też archanioł, którego imię zostało wymazane z księgi żywota, wcielił się na ziemię, by odkupić swoje winy. Jedno z jego zadań jest obwieszczenie apokalipsy, podobno 5 minut przed jej nastąpieniem, ma zagrać na trąbce.
Niefortunnie się składa, że wciela się w nas, ludzi. Czyniąc tym samym, że mamy nas dwóch. Tego 'dobrego' i tego 'złego'. Pewnie pomyślicie albo już teraz myślicie, że opowiadam coś w stylu „Nie przechodź pod drabiną,bo będziesz mieć pecha". Muszę Was rozczarować. To fakty. Też w to nie wierzyłam. Dopóki nie doświadczyłam i nie zdałam sobie sprawy z faktów.
Czasami lubię posiedzieć, pomedytować — medytowania nauczyłam się za młodu ćwicząc jogę. Zazwyczaj robię tak, że nie myślę kompletnie o niczym. Tym razem było inaczej, rozmyślałam o problemach, o tych wszystkich przykrych rzeczach, które mnie spotykają, jest ich kilka i przez nie nie mogę zmrużyć oczu w nocy. Zapytałam się w myślach, dlaczego tak jest i kto kieruje moim życiem. W podświadomości usłyszałam imię Athaniel.
Nie macie pojęcia, jaka była moja reakcja. Natychmiast się zerwałam, zaczęłam szukać w internecie informacji na ten temat. Nie mogłam nic znaleźć. Dopiero w języku angielskim znalazłam kilka informacji. To, co przeczytałam było dla mnie szokiem. Nie znałam wcześniej tego imienia, nie mogłam go sobie wymyślić, nie znałam historii upadłego anioła.
Więc jak? Nie umiałam sobie tego wytłumaczyć logicznie.
Więc jak? Ja dobra i ja ta zła? W jednym ciele? Tak. Postanowiłam jeszcze raz pomedytować. Miałam nadzieję, że może dowiem się czegoś więcej. O sobie.
Znowu ten głos w głowie. Tym razem słowo, które padło to „urok” . Urok?! Jaki do cholery urok — pomyślałam. Zaczęłam grzebać, głębiej i głębiej. Postanowiłam porozmawiać o tym z rodzicami. Okazało się, że to prawda. Mam na sobie urok. Jaki ? Pewnie Was to rozśmieszy. Cygański urok.
Gdy byłam mała, moja mama odmówiła młodej cygance zakupu dywanu. A, że była bardzo namolna i pchała się do domu siłą, moja mama wyrzuciła ją za drzwi. Wtem cyganka powiedziała słowa, cytuję:
„Aby Tobie i Twej rodzinie się nie wiodło”
Moja mama odpowiedziała jej po Kaszubsku „Kusnij mie w rzec” -"Pocałuj mnie w dupę". Właśnie. MNIE. Całkiem wtedy nie pomyślała, nie wpadło jej w pierwszej myśli do głowy, że ona zdjęła urok tylko z siebie, ale było już za późno. Tkwi to na mnie, póki ona żyć będzie lub póki ona tego nie zdejmie ze mnie. Druga opcja raczej odpada, nawet gdybym próbowała, to jej nie znajdę. A pierwsza opcja? Cóż, ja nie życzę nikomu śmierci, a Bóg jeden wie kiedy jej duszę wrota piekielne do siebie przygarną i Morfeusz otuli do snu wiecznego.
Do czego dążę? Upadłych Aniołów jest wiele, wcielają się w nas. Są Legionem. Magia, uroki, czy też klątwy nie są za pośrednictwem bajkowych wróżek, magicznej różdżki, czy też magicznym pyłem. One są w nas i bazują na naszym lęku, gniewie, zazdrości, strachu i poczuciu winy. To one kierują nami, nie my nimi.
Czary to tylko taki wpływ na nasz umysł, że dzieją się pewne rzeczy. Warto pamiętać, żeby ugruntowywać swoje poczucie niewinności. Kiedy czujemy się niewinni, nic nam nie zrobią nasze demony. Piszę nasze demony, bo to my, sami przyciągamy sytuacje.
Powiem z pełnym przekonaniem, że wierzę w klątwy, magię, uroki i duchy. Ducha (nie)szczęście miałam okazję zobaczyć kilkukrotnie. Pierwszy raz, gdy miałam lat kilka. Wówczas na łożu śmierci w stanie agonistycznym był mój dziadek, przyszedł pożegnać się z najmłodszą wnuczką. Jako jedyna przy nim wtedy być nie mogłam. Wiadomo. Stanął przede mną, ubrany w ulubione spodnie i sweter. Pomachał i znikł.
Następne razy były widząc istoty z daleka. Mieszkam 150 m od cmentarza, mam go za płotem. Dzieli nas jedynie ścieżka rowerowa. Uczucie zimna i otępienia jest nie do opisania, musielibyście to przeżyć.
Każdy z nas ma to w sobie. Mniej lub bardziej świadomie. Jedni nawet próbują od siebie wyprzeć te myśli, zwyczajnie się ich boją. Boją się znać prawdę, często szokującą. Każdy z nas ma w sobie demona.
W najmniej spodziewanym momencie, w tym, kiedy będziesz mniej czujny/a — ukaże się. Pokaże swoją moc.