Typy wczasowiczów, których nienawidzę... | Marine Ladies - blog beauty i lifestyle

Typy wczasowiczów, których nienawidzę...

Udostępnij ten post



Władysławowo... piękne turystyczne miasto. Usiane atrakcjami, sklepami, budkami różnej maści. Znajdziesz tutaj latem wszystko, czego chcesz. Koncerty, lunapark, place zabaw, niezliczoną ilość barów, plaże, morze, imprezy na plaży i w klubach. Czego chcieć więcej na wakacjach?


Dla wczasowiczów to niczym raj, bo można odpocząć, zrelaksować się i nie myśleć o troskach. Niestety niektórzy zapominają się do tego stopnia, że na wakacjach przestają być ludźmi i nie patrzą na to, że w tym pięknym miejscu ktoś po prostu mieszka i pracuje. Pracuje na to, by wczasowicz mógł usadzić dupsko i nie myśleć o niczym.

Dla nas — mieszkańców nie ma nic gorszego niż pewne typy turystów i pewnie zgodzi się ze mną każdy, kto w takiej miejscowości turystycznej mieszka i pracuje. Pewnie urażę niektórych, ale po prostu taka jest brutalna prawda.

Warszawiacy.

Od razu wiesz, że to Warszawiak, znają to tez kierowcy. Wproszą się, bo u nich w dżungli tak się robi. Kto pierwszy ten lepszy, to nic, że przez nich jest latem najwięcej wypadków. Bo on musi pierwszy i koniec. Bo mu się należy — jest na wakacjach przecież, a Wy nędzne pachoły poczekajcie.
Jeszcze lepsze na poczcie: „Poproszę jeden znaczek do Warszawy, a drugi normalny” - Ryli?

Święte krowy

To chyba najbardziej mnie denerwujący typ turysty. Stanie taki na środku chodnika albo ulicy (serio!) i stoi. Ani myśli, by się przesunąć, ustąpić albo po prostu zejść z drogi. Nie słyszą słów jak „przepraszam”, „mógł/aby się pan/pani przesunąć?” i tak dalej. Głusi są. Oni stoją, bo mają prawo, kto im zabroni. Przecież to nic, że człowiek się do pracy śpieszy, by za chwilę ten sam turysta rościł, że za długo czeka na obiad. To nic, że idzie matka z wózkiem (przecież jest ulica, którą może go obejść — po co jej chodnik). I stoją takie święte krowy, jakby im za to stanie płacili. Niczym straże w Buckingham Palace.
Czasami zdarzy się, że machnie ręką i Cię przypadkiem walnie, ale oczywiście nie usłyszysz na ulicy ani „przepraszam”, ani „pocałuj mnie w dupę". Nie patrzą też, gdzie idą, wpada jeden na drugiego.

Imprezowicze

Ja wiem, że tutaj imprezy na plaży strasznie kuszą, fajne są — sama czasami chodziłam za młodu. Wszystko super, ale są granice normalności. Wiesz, że to przyjezdny, jeżeli zaczyna cwaniakować i czuć się jak Bóg przestworzy. Najgorzej nad ranem — miej pewność, że od 5 rano masz pobudkę, bo pod oknem drą ryja i rozbijają butelki. To nic — niektórzy zahamowań nie mają i po prostu jak dwa króliki się bzykają komuś pod oknem (sama byłam świadkiem, gdy chciałam sobie kiedyś zapalić przez okno).

Tak zwane u nas „Stonki”

Czyli po prostu chmara ludzi, grupa. Idą całą szerokością chodnika, a jeszcze część ulicą. Ani myślą, by zejść, idzie taka chmara i wiesz, że musisz spierdalać. Staranują Cię, a broń boże trzymasz dziecko za rękę, musisz wziąć na ręce, bo nie zauważą tego, co poniżej ich głowy. Idą Panowie mórz i gór, bo mieszkają przecież w większych miastach — reszta to zwyczajne guano.

Biznesmeni
Wyższe sfery — wiadomo. To oni mają hajs i rządzą. Szkoda, że przy tym wszystkim zapominają języka ojczystego i eliminują ze słownika zwroty grzecznościowe. Najbardziej odczuwają to pracownicy barów i fast-foodów. Pan hajsu czuje się, jakby przed chwilą w totka wygrał i pomiata każdą inną osobą z niższych sfer. Odczułam to na sobie, będąc kelnerką. Ludzi masa, cały bar, nie ma gdzie usiąść. Kelnerka nie ma, kiedy usiąść. Chodzi z tymi daniami, musi często cztery razy drzeć ryja z odpowiednim numerem, bo oni „nie słyszeli”, ma każdą rękę zajętą, w międzyczasie musi ozdobić talerze, nałożyć surówki na nie, sprzątać z często po prostu ujebanych stołów i słyszeć zażalenie tychże władców, bo nie dostali obiadu w ciągu pięciu minut.
Najgorsi są frustraci, łysi, podstarzali w okularkach. Tacy, którzy swoją fizjonomią nie zachęcają do prowadzenia biznesu, ale poprzez swoją pozycję dowartościowują się gnojeniem innych np. miejscowych ludzi pracujących w barach — tak po prostu, by im się ego podniosło.


Kolonie

Tu może nie chodzi po prostu o fakt, że jest pełno dzieciaków. Chodzi o to, że na grupę średnio 40 dzieci, jest tylko dwóch do maksymalnie trzech opiekunów. Te dzieci dzielą się na dwie grupy. Wychowane i mające wszystkich w dupie. I to o te mające wszystkich gdzieś tu chodzi. Nie słuchają opiekunów, przeszkadzają, drą się i szturchają ludzi ot tak, „z bara".
Nie, żeby tylko dzieci. Czasami zdarzają się tez opiekunowie, którzy po prostu idąc z tymi dziećmi, gadają między sobą, nie zwracając uwagi na te dzieciaki i co gorsza, idą z piwem w ręce.


Marudy

Krytykują wszystko i wszędzie. A bo to na stoiskach są upominki za drogie, a bo to w barze za drogo, lody takie drogie i gofry takie duże. Dosłownie wszędzie coś skrytykują. To ja się pytam, po cholerę przyjeżdżają, skoro im tak źle i wszystko takie drogie? Sorry, ale ludzie w tych stoiskach i barach cen nie wymyślają, oni to tylko sprzedają, by zarobić marny grosz, często STOJĄC po 12-13, a nawet do 15 godzin dziennie. Nie miejcie pretensji do sprzedawcy. To nie ich wina.

+ gratis historia mojej koleżanki:

„Najlepsza była turystka u mojej mamy, która przyjechała z chłopakiem. Po dwóch dniach chłopak wyjechał, bo się pokłócili, a moja mama o tym nie wiedziała. Ona sobie sprowadzała znajomych.To nic. Nie dość, że w pokoju 2-osobowym było 7 osób, to sprzątając ich wymiociny w kiblu, mama postanowiła po coś zejść na dół, a tam się jakiś murzyn wprowadzał.”



„Następna historia to Pani z dwoma córkami, które miały po 3 i 6 lat. Ciągle pijana. Starsza dziewczyna robiła młodszej płatki z wodą, aż moja mama znalazła ich matkę pijaną nago i wezwała policję.


„Kiedyś wracałam do domu z imprezy i jakiś koleś leżał pod moim domem jak w trumnie. „

Także widzicie, przygód miejscowi mają co niemiara, problemów też nie mało. Błagam w imieniu wszystkich mieszkających w takich miejscowościach, ale także w imieniu zwyczajnie normalnych turystów, którzy po prostu jak ludzie przyjechali odpocząć — nie zostawiajcie mózgu w domu, wyjeżdżając na urlop. Weźcie go ze sobą, wraz z empatią i kulturą. A wtedy każdy będzie zadowolony.