Liley- kosmetyki robione na zamówienie. Hit czy kompletny niewypał ? | Marine Ladies - blog beauty i lifestyle

Liley- kosmetyki robione na zamówienie. Hit czy kompletny niewypał ?

Udostępnij ten post


   Czy słyszałyście już o kosmetykach robionych na zamówienie? Takie, które mają w pełni pasować do Was i idealnie zgrać się z Waszą skórą? Na taki pomysł wpadła firma LILEY. Jak dla mnie sama idea jest bardzo ciekawa, co więcej - oferują nazwanie sobie kremu indywidualnie.
Skład kremów jest w pełni naturalny, a każdy zamawiający sam dobiera sobie każdy składnik. To nie wszystko, do pełnego zamówienia (czyli zamówienie kremu do twarzy + krem pod oczy) dorzucają kryształek Svarovskieo gratis.
Brzmi fajnie, zachęcająco i można pomyśleć, że inne kremy mogą iść się „kochać” ze śmietnikiem, prawda?

Na spotkaniu blogerek, otrzymałyśmy voucher na krem pod oczy oraz krem do twarzy. Więc pełne zamówienie. Przesyłka przyszła po około 3 tygodniach (wszak muszą wyprodukować wedle zamówienia).
Była zapakowana bardzo dokładnie, aby się nie zbiły szklane słoiczki z kremami.
Dodatkowo zrobiło na mnie miłe wrażenie etui na kremy, ładna biała sakiewka z nie rzucającym się w oczy logo firmy. W środku obydwa kremy + 2 szpatułki do nakładania kremów (po co?!).

Rozglądam się. Może gdzieś mi wypadł...ale nie. Nie ma nigdzie. Gdzie kryształek?! Nie ma. Patrząc na wpisy innych dziewczyn — również go nie było u nich, więc po co ten chwyt marketingowy? Już pal licho ten kryształek, ale chodzi mi o samo oszustwo, o ten tani chwyt marketingowy i wprowadzanie klienta w błąd...
Przełknęłam. Wyjmuję kremy....

Oglądam opakowania z każdej możliwej strony...nawet na denko i pod wieczkiem — nigdzie, powtarzam, NIGDZIE nie było nazwy, którą wybrałam dla kremów, jaka więc idea w tym? Pytam po co? Żeby mieć wewnętrzną satysfakcję, że sobie krem nazwałam — nie, tego już za wiele i mam nadzieję, że chociaż krem będzie zdatny, więc zaczęłam testy. testowałam, wkurzałam się, testowałam dalej. 3 tygodnie.


  Krem do twarzy bardzo ładnie pachnie, serio — wybrałam sobie zapach cytrusów i szczerze mało je czuć, ale zapach kremu jest ładny.
Krem pod oczy jest jak dla mnie bezwonny.

Teraz zaczyna się dopiero masakra. Nie będę owijać w bawełnę, nie będę opisywać. Napiszę wprost.
Kremy są do dupy! Beznadziejne!

Po pierwsze okropnie się rolują, mimo że skóra została speelingowana i oczyszczona. Po drugie wchłaniają się bardzo opornie o ile w ogóle, bo ja po wsmarowaniu przez dobre 4 godziny świeciłam się, jak nie powiem jakie jajo (z powodów etniczno-religijnych, nie chce nikogo obrażać) i nadal czułam krem, gdy dotknęłam twarzy. W efekcie za każdym razem musiałam iść zmyć to coś z twarzy, bo po prostu czułam się ciężko.
Następnie, nie poczułam ŻADNYCH zmian na skórze mimo cierpienia i znoszenia tych niedogonień przez 3 tygodnie (nie wytrzymałam po prostu już dłużej).

Podsumowując. Jak dla mnie sama idea jest nawet fajna, ale niestety źle poprowadzona. Kremy są o kant blatu do obicia i wywalenia w kosz. Tanie zagranie marketingowe dotyczące gratisu w postaci kryształka (teraz już tego nie ma, jak widzę na stronie, ale wtedy jeszcze było). I to za jakie pieniądze ?!

Krem do twarzy - 90 zł (!)
Krem pod oczy - 45 zł (!)


Data ważności kremów 3 miesiące od daty produkcji.