Decoderm Candy Light Gloss, czyli świecący błyszczyk.... | Marine Ladies - blog beauty i lifestyle

Decoderm Candy Light Gloss, czyli świecący błyszczyk....

Udostępnij ten post


Niedawno uśmiechnęło się do mnie szczęście i wygrałam u Ewy błyszczyk firmy Decoderm. Szczerze powiedziawszy, bardzo zainteresował mnie już szybciej, gdy widziałam go u Patrycji. I gdy nadarzyła się okazja, wzięłam udział — udało się! Teraz mam już o nim wyrobione zdanie, więc chciałabym się z Wami moją opinią podzielić. Jesteście ciekawi? Zapraszam do czytania dalej.


Błyszczyk ten jest w standardowym, mogłoby się wydawać opakowaniu. Tak jednak nie jest. Posiada coś, czego jeszcze w żadnym błyszczyku nie widziałam, ale o tym za chwilę.
Wykonanie opakowania jest solidne, postarali się o dobrej jakości plastik. Pędzelek jest odkręcany, a na rączce możemy ujrzeć wytłoczone logo firmy.


Konsystencja jest typowa dla błyszczyków, plusem jest to, że się nie klei i nie lepi, czego w błyszczykach nienawidzę wręcz.

Urocze jest podobieństwo ułożenia kolorów w błyszczyku niczym lizak świąteczny. Połączony jest tutaj róż, czerwień oraz biel, w odpowiednio dobranych warstwach.

Błyszczyk nie daje mocnego koloru, raczej jest stworzony, by wydobyć naturalny róż z ust, oraz w celu nadania błysku. Zauważalne jednak są drobinki brokatu, które są bardzo drobno zmielone i niewyczuwalne na ustach.


Niestety spodziewałam się słodkiego zapachu, bo to dopełniłoby idealne wyobrażenie lizaka świątecznego, co było zamiarem producenta. Tak jednak nie jest. Nie pachnie jak lizak, w sumie nie pachnie, jedynie można wyczuć lekko chemię. Nic poza tym.

Plusem natomiast jest dodane do opakowania lusterko, w którym możemy pomalować usta, nie wiem, czy zamiarem producenta było to, by ujrzeć w nim jedynie usta (bo wszak tylko usta mamy malować), ale tak właśnie jest. W lusterku zobaczymy jedynie swoje piękne i kuszące usta.
Na lusterku fabrycznie nałożona jest folia ochronna, której już oczywiście nie mam. Foty robiłam zaraz po otrzymaniu błyszczyka, naturalnie. Tak jak robię to zawsze.


A teraz opowiem Wam o wielkiej zalecie jak dla mnie, tego błyszczyka. Jest niezwykle przydatna na wyjściach, w ciemniejszych pomieszczeniach z ograniczonym światłem.
Pewnie się już domyślacie, że chodzi o LAMPKI LED. Niesamowite, nigdzie jeszcze tego nie widziałam, zrobiło to na mnie wielkie wrażenie.

W rączce znajdują się dwie małe lampki LED ułożone do siebie po skosie. Dają idealne światło dzięki białej barwie żarówek. W ciemności można dokładnie nałożyć sobie błyszczyk i poprawić makijaż. Myślę, że ta opcja zimową porą jest idealna.


Pędzelek także mi się spodobał, dzięki temu, że jego kształt jest dość nietypowy. Można by rzec, że dopasowany do ust, gdy zaciśniemy usta, bez problemu można pomalować obie wargi.

Jest miękki, a jego włoski delikatnie, ale dokładnie rozprowadzają produkt na wargach.


Trzyma się na ustach jak typowy błyszczyk, nic specjalnego. U mnie maksymalnie 2 godziny i to w zależności czy przez ten czas jem i czy piję. Zaletą jest to, że usta są miękkie i aksamitne.

Skład niestety nie zachwyca, ale tez nie zwala z nóg, nie zaskoczył mnie pod żadnym pozorem, bo dokładnie tego się spodziewałam. Mnie nie uczula, a moje usta i skóra jak wiecie, są bardzo wrażliwe.


A teraz Wam pokażę czego, możecie się spodziewać na ustach, ja mam z natury różowawe, więc u mnie efekt jest nieco mocniejszy.


Jak Wasze wrażenia po obejrzeniu go? Mam nadzieję, że Was zainteresowałam.
Koszt tego błyszczyka to 56 zł, więc bardzo dużo jak dla mnie, osobiście sama bym tyle na błyszczyk nie wydała, chociaż mniemam, że płacimy tutaj bardziej za bajer w postaci lampek i lusterka, niżeli za jego formułę.